Bieszczady... Magiczne miejsce na mapie Polski. To chyba fakt i dyskusja w tym temacie nie ma tu żadnego sensu. Tym miejscem nie można się znudzić, a powraca się tu jak do... świątyni. Lasy, doliny, połoniny, cisza, anioły...
"Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię musną już jesteś ich bratem"
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię musną już jesteś ich bratem"
Jeszcze za czasów studenckich byliśmy tu stałymi gośćmi, najczęściej na Bieszczadzkich Aniołach wędrując i wsłuchując się w słowa piosenek Starego Dobrego Małżeństwa, Wolnej Grupy Bukowina, Bez Jacka... Były góry, koncerty i niesamowita atmosfera. I jakoś tak się zdarzyło, że w ostatnich latach Bieszczady gdzieś nam umykały z kalendarza wyjazdów. Ale kiedy ostatnio padło hasło Bieszczady, stwierdziliśmy nie ma to tamto, jedziemy choćby waliło żabami, a pioruny uwzięły się na Caryńską.
Miał być nieco większy wyjazd, ale skończyło się na wąskim składzie, za to jakim. Na Naszym Szlaku i Nie Usiedzę w Miejscu.
Miejscówka noclegowa tania i prosta czyli Schronisko Młodzieżowe w Kalnicy, jednocześnie świetna baza wypadowa w góry.
Pogoda niestety nie była tą wymarzoną i sprawiła, że ambitniejsze plany trzeba było odłożyć na kolejny wyjazd. Ale jak wspomnieliśmy już, nie ma to tamto, gdzieś trzeba było pójść. Padło na chyba najbardziej popularne miejsce czyli Połoninę Wetlińską (1228 m n.p.m.). Jak dzieciaki usłyszały, że idą do Chatki Puchatka (schronisko na Połoninie), nie trzeba było zbytnio namawiać na wycieczkę.
To najpopularniejsze miejsce ma też niestety swoje minusy... tabuny turystów, często tych którzy w górach są chyba pierwszy raz, błyszczą i komentują, a tak naprawdę, domyślamy się, że znają się na wędrówkach górskich w podobnym stopniu jak my na hodowli dzięciołów...
Najprostszą trasą na Połoninę Wetlińską jest żółty szlak z przełęczy Wyżnej. Duży parking, oczywiście płatny, podobnie jak wstęp do Parku. Około godzinki (z dzieciakami nieco dłużej) i już możemy napawać się niesamowitymi widokami na Rawki, Połoninę Caryńską, Holicę, Pasmo Otrytu i Jezioro Solińskie. Na górze trochę śniegu, wieje, słoneczka prawie brak, więc krótki postój w Chatce Puchatka i wracamy. I gdy jesteśmy już na dole... wypogadza się. W głowie pojawia się myśl "wybiec na górę i trzasnąć choć jedno fajne zdjęcie". Eeehh jeszcze mamy nadzieję będzie okazja.
Na drugi dzień "bieszczadzki" też były plany, ale miejscowe anioły nie były dla nas jednak łaskawe. Leje. Odwrót. Szybka kawa z ciachem w Cisnej, żeby smutno nie było i wracamy. Widząc przemarzniętych i przemoczonych ludzi w kolejce bieszczadzkiej utwierdzamy się w przekonaniu, że była to dobra decyzja. Jednak trudno nam się rozstać z górami i tym niezwykłym krajobrazem, więc trasa powrotna wiedzie po krętych drogach i dolinach Beskidu Niskiego. I nawet w deszczu te krajobrazy sprawiają, że wizja wyprowadzenia się z miasta i zamieszkania gdzieś w tej cudownej krainie jest nam chyba coraz bliższa...
Biesy i Czady zaliczone, ale niedosyt pozostał (jak zawsze chyba przy powrocie z gór). Pocieszamy się jednak, że ten niedosyt stanowi wspaniały punkt zaczepny do kolejnej wyprawy w Bieszczady. I to jak najszybciej!