sobota, 8 października 2016

Powłóczenie nogami na pograniczu

Plan, jak zwykle, był niezwykle prosty. Jedziemy na dwa dni w Beskid Sądecki. Pospacerować. Miejscówka służbowa... taka praca, narzekać nie sposób.

Miało być bez jakichś wielkich i długich tras. Na miejscu wyciągniemy mapę i postanowimy gdzie iść. Taki wyjazd w znajome, a jednak trochę nieznajome :) Dołącza do nas Ania - dobry duch i przyjaciel jeszcze z czasów studenckich.

W pierwszy dzień palec wskazuje na mapie pogranicze polsko-słowackie. Kosarzyska. Obidza. Przełęcz Gromadzka. Może i dobrze. Tam zawsze było cicho i spokojnie. Rozważamy Wielki Rogacz i kultową Niemcową, ale w końcu pada na Eliaszówkę. Z Obidzy prowadzi tam zielony szlak. Bardzo prosty do przejścia, choć gdzieniegdzie jego oznakowanie pozostawia wiele do życzenia. Mimo to żeby się tu zgubić, trzeba mieć niezwykłe zdolności :) Według szlaku ok. 45 min. Nam schodzi oczywiście o wiele dłużej. W końcu miał być spacer, a nie wyścigi... Poza tym nasze małe zuchy świata ciekawe... Pod szczytem Eliaszówki (1023 m n.p.m.) znajduje się wieża widokowa. Oczywiście zaliczamy. Rozpościera się z niej wspaniały widok na szczyty Beskidu Sądeckiego. Niedaleko stąd, już na Słowacji znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej. Dla chętnych :) My wykładamy się na polanie i... to jest właśnie odpoczynek :) Wraca się już o wiele szybciej. Warto wspomnieć, że na samej Obidzy ponad Suchą Doliną znajduje się sympatyczna bacówka (Na Obidzy), w której można odpocząć, coś przekąsić i napawać się pięknymi widokami.




Na koniec dnia udaje nam się jeszcze zdążyć na piękny zachód słońca, oglądany z platformy widokowej w Woli Kroguleckiej (polecamy to miejsce właśnie na tą porę dnia). Mamy taki oto spektakl barw...


Drugi dzień rozpoczynamy podobnie jak pierwszy. Jazda palcem po mapie i znów pogranicze. Tym razem jedno z najbardziej tajemniczych, cichych i odludnych miejsce w Beskidzie Sądeckim. Wojkowa. Po drodze jeszcze szybkie odwiedziny przy jednym ze źródełek wody mineralnej w Łomnicy-Zdrój. Tak, to ta woda co niemiłosiernie cuchnie, a degustacja dla niektórych jest wręcz niemożliwa. Ja mam odmienne zdanie w tym temacie :) W okolicach Wojkowej spędzamy tu również kilka godzin na spokojnym spacerku. Niby po szlaku, niby bez. Raz w Polsce, raz na Słowacji. Śmieszą nas tylko komunikaty w internecie o kompletnie zapchanym przez turystów Morskim Oku w Tatrach. My na szlaku nie spotykamy prawie nikogo. No może poza "sympatyczną" ekipą "quadowców", którzy kilkakrotnie mijają nas na drodze. Na koniec oglądamy jeszcze w centrum wsi perełkę architektury drewnianej - cerkiew św. św. Kosmy i Damiana z końca XVIII wieku - dawną łemkowską cerkiew greckokatolicką, dziś kościół rzymskokatolicki.

Pogranicze w Beskidzie Sądeckim nadal ciche i spokojne, jak dawnej, tak i dziś. Polecamy! 







1 komentarz:

  1. Jak się ogląda letnie widoki w zimowy wieczór to serce ciągnie już do wiosny, zieleni i górskch szlaków. Te chmurki na jednym zdjęciu jak malowane! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń