wtorek, 19 sierpnia 2014

Wakacje!!!!

Ojjjj zaniedbaliśmy bloga...:(((
Nie żeby nic nie nie działo, wprost przeciwnie. Po prostu ŻYCIE.

Jednak w końcu udało nam się wyskoczyć na zaplanowane wakacje. Jak co roku dajemy naszym Córeczkom powdychać trochę jodu nad naszym pięknym morzem. Tym razem Gąski - środkowe wybrzeże. Słoneczko, plaża, nieco zimne morze, wypoczynek, drogie rybki w smażalni, wspaniałe tereny do biegania i plac zabaw przed domkiem - istny raj dla dziewczynek:)))
Co to pisać.... zdjęcia chyba wszystko powiedzą:))

PS. Jesteśmy Wam winni wpis o małej wyprawie na Magurkę Wilkowicką - będzie, obiecujemy, Jak również kolejna porcja zdjęć znad morza:)))








czwartek, 12 czerwca 2014

Rodzinna Rusinowa

Najlepsze wycieczki?? To te, na których planowaniu spędzasz mniej niż minutę i robisz to spontanicznie na chwilę przed wyjazdem. Patrzysz szybko na mapę, wskazujesz palcem miejsce i tak dla pewności jeszcze pogoda.
Tym razem padło na tatrzańską Polanę Rusinową. Okazało się, że dołączą do nas Rodzice i znajomi, również z Rodzicami... taka rodzinna Rusinowa.


Słoneczko super, lekki wiaterek, czyli pogoda idealna na krótką wycieczkę zielonym szlakiem z Wierchu Poroniec na Polanę Rusinową. Na miejscu piękne widoki i pełna laba. Czyli wypoczynek na polanie, tak jak kto lubi. Opalanie, kontemplowanie widoków, a dla najmłodszych bieganie po polanie i wspinanie się na liczne głazy. Jeśli dołożymy do tego pyszną żentycę z lokalnej bacówki to mamy pełnię szczęścia. Oby jak najwięcej takich dni i takich wycieczek.



Zdecydowanie polecamy to miejsce na fajny, krótki wypad w Tatry z cudownymi widokami, a przede wszystkim z łatwym podejściem, z którym poradzą sobie z pewnością nawet najmłodsze, chodzące Pociechy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

sobota, 7 czerwca 2014

Słonie, żyrafy i... smoki

Jeśli weekend nie w górach, nie na szlaku, to gdzie ?? Ano wśród słoni, żyraf i smoków. Czyli w mieście też zdecydowanie jest co robić.

Kilka dni temu krakowska Parada Smoków zdecydowanie zainteresowała naszą Starszą Córkę. Smoków co niemiara. Niektóre straszne i "nie można się do nich zbliżać". Inne idealne na wspólną fotkę. Jednym słowem mnóstwo zabawy i emocji.


Jednak chyba na dłuższy czas nic nie przebije dzisiejszej wycieczki do ZOO. Tyle zwierzątek w jednym miejscu... WOW. Starsza Córka biegała tylko od klatki do klatki, od wybiegu do wybiegu. Młodsza Córka zresztą też mało z wózka nie wyskoczyła, oglądając poszczególne zwierzątka. Te mniejsze i te całkiem duże. Zdecydowanie największą popularnością cieszyły się żyrafy, uchatki, pokaz karmienia słoni i możliwość własnoręcznego nakarmienia kucyków (jakby można było to by pewnie cały worek marchewek nie starczył).



 
 (tam w drugim planie ledwo widoczny hit zoo - żyrafa)


Mama: Co Ci się najbardziej podobało w ZOO??
Starsza Córka: Żyrafy i koniki
Mama: A Słonie??
Starsza Córka: Słonie, oczywiście nie...


Do tego zoologicznego alfabetu dokładam jeszcze na koniec kotka:))


wtorek, 27 maja 2014

Na Turbacz marsz!

Tym razem pognało nas w gorczańskie lasy, wprost na Turbacz. Powód był, nawet nie jeden. Po pierwsze wszystko co się wiąże ze wspaniałym (wyprzedzam nieco fakty) Zlotem "Góry z Dzieckiem", po drugie Korona Gór Polskich, po trzecie... po prostu GÓRY. Myślę, że to wystarczająca ilość i ważność powodów, by spakować plecaki, a raczej nosidełka i z naszymi Pociechami wybrać się na kolejną wędrówkę.


Oczywiście późniejszy wyjazd (taka nasza tradycja), nadganianie i drogowe przygody, ale o dziwo przybyliśmy na czas. Na miejscu, w Nowym Targu, już całe mnóstwo rodzinek z dzieciakami (było chyba ze 40 dzieciaków i jeszcze więcej rodziców), palących się zapewne jak my, aby ruszyć w góry. I zaczęło się:))) Oczywiście Córka Starsza (bo Młodsza grzecznie siedziała w nosidełku): Gdzie idziemy?? Daleko jeszcze?? Mogę już do nosidełka?? Gorąco... Pić... Daleko jeszcze?? Ale z czasem i mijanymi metrami pojawiała się coraz większa chęć wędrowania, podbiegania, szukania szlaku, przyglądania się z zainteresowaniem innym wędrującym dzieciom, szukanie nowych wujków i cioci wśród rodziców... Jednym słowem normalka. Chyba potrzebna była dłuższa aklimatyzacja. Nam, ludziom z krakowskiego smogu, to tak łatwo i szybko nie idzie:)))) 
A propos tego:
Mama: Wdychaj powietrze noskiem, czujesz? W Krakowie tego nie masz!
Starsza Córka: Mamo, to góry pachną...
I nie wiesz czy przypadkowe słowa... Lekki uśmiech na naszych twarzach i takie gdzieś w środku szczęście, że dzieci może rozumieją, po co je tu ciągniemy??


A gdy już byliśmy całkiem niedaleko upragnionego szczytu rozpętała się niezła burza, z całkiem porządną ulewą. Jednak daliśmy radę i po kilku godzinkach maszerowania zameldowaliśmy się w schronisku. Co najważniejsze Starsza Córka prawie całą trasę przeszła na własnych nóżkach. Wielki SZACUNEK:))


Potem solidny posiłek (Starsza Córka od samego dołu mówiła wszystkim mijanym, że idzie na górę do restauracji....) i jeszcze krótki spacer na szczyt Turbacza. W ten sposób zaliczamy oficjalnie kolejny szczyt do Korony Gór Polskich (choć ten akurat chyba po raz nasty...). Na górze pokaźna sesja zdjęciowa dzieciaków. I nie skłamię jak napiszę, że więcej tam było "paparazzi" niż samych dzieci:)))


A po powrocie ognisko, kiełbaski, wspólne zabawy, malowanie twarzy, sto lat dla małych szczęśliwców, którym akurat wypadały urodzinki, rozmowy i ogólna radość z przybywania właśnie TU.


Zaśnięcie Pociech po takim dniu okazało się tylko formalnością. Chyba niecałe 3 min od położenia się...


Nowy dzionek przywitał nas pięknym wschodem słońca (oczywiście tych, którzy postanowili uwiecznić ten poranny "spektakl"). Pyszna jajeczniczka na śniadanko i już zbieramy się do schodzenia. Idzie też całkiem szybko. Trochę słoneczka, trochę chmurek... wymarzona pogoda na wędrowanie w wyśmienitym "zlotowym" towarzystwie. 


Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Ale już niedługo na pewno kolejny wypad gdzieś Na Nasz Szlak. Tym bardziej, że w samochodzie, w drodze do domu słyszymy Starszą Córkę: "Mamo, chcę znów pojechać w góry, żeby było tyle ludzi!". Więc jednak rozumieją. Więc jednak warto!!:))


sobota, 17 maja 2014

Tatrzańska retrospekcja

Taka szybka retrospekcja, bo pogoda weekendowa nie zachęca do jakichkolwiek wyjazdów. Najlepiej to zaszyć się z herbatą pod kocem, na wygodnej kanapie... Córki z pewnością to zrozumieją i zajmą się same sobą... ;))

Żeby ktoś sobie nie pomylił. To był luty. Nie maj. Choć aura w Tatrach i warunki śniegowe są pewnie bardzo podobne:)) Jak na nasze warunki szybko zbieramy się z domu, jak na warunki zakopianki, dość szybko nią przejeżdżamy i już trochę wolniej wędrujemy na Kalatówki - nasz cel wycieczki. Niby nic takiego, ale jak na pierwszy wyjazd w roku chyba wystarczy. Na dodatek jest tak pierońsko ślisko... 


Mamy towarzystwo naszych znajomych i "ukochanego" Starszej Córki - Antka. Po małym wysiłku zasłużony posiłek w schronisku i szalejemy na górce. Zjeżdżanie na nartach i na jabłuszku. Mogłoby to trwać wieki... Jednak i tak największe zadowolenie Starszej Córki wywołuje zjazd na jabłuszku z Kalatówek prawie do Kuźnic!!!

Pomimo, że to "tylko" Kalatówki to uważamy Tatry zimą za zaliczone:))) Zwłaszcza, że to pierwsze spotkanie naszych Córek z Tatrami. I na pewno nie ostatnie!


poniedziałek, 12 maja 2014

Roczniaczek

Tak ten czas szybko leci, że nasza Młodsza Córka doczekała się już pierwszych urodzinek. Jak sobie pomyślimy ile w takim razie ma Starsza Córka... to wychodzi, że czas leci naprawdę bardzo, bardzo szybko.


Ale wracając do Młodszej Córki i jej imprezy. Była cała masa osób, prezenty oraz nie byle jaki tort. Taki idealnie dla Mai:))) Tu mała prywata i podziękowania dla dziewczyn z K&K CAKE - kejki :))) Oprócz tego było szaleństwo dzieciaków w ogrodzie, w piaskownicy i skakanie na łóżku Dziadków (wieczorem pomyśleli chyba, że kładą się spać na plaży). Jednym słowem bardzo udane urodzinki tej naszej Małej Pociechy :))


wtorek, 6 maja 2014

Majówka w Sudetach

Jak dobrze być na szlaku. Obojętnie czy takim leśnym, górskim, biegowym... a nawet drogowym. Ważne, że w ruchu, gdzieś w pięknym zakątku naszego świata.
Na tegoroczną majówkę wybraliśmy Kotlinę Kłodzką. Oczywiście zobaczenie tam wszystkich atrakcji, obejście niezliczonej ilość szlaków i "zaliczenie" kilku fajnych szczytów jest w 3 dni niemożliwe. Wybraliśmy więc te miejsca, które mogą być atrakcyjne zarówno dla naszych Córek, jak i dla nas (wychodzimy z założenia, że wszyscy maja korzystać i być zadowoleni).
I tak na pierwszy rzut poszedł Szczeliniec Wielki.


W sumie poszło szybko i co ciekawe bez choćby jednego "daleko jeszcze?". Na górze pieczątka, odznaka zdobycia szczytu, coś słodkiego i wycofujemy się, bo ludzi jak... Pani w kozaczkach i balerinkach, a i Pan w klapkach... czyli góry dla każdego:)) Ze strony Starszej Córki szybkie pytanie "czy jak zejdziemy to pójdziemy na ten plac zabaw co tam był na dole?". "Oczywiście kochanie". I tak nawet schodzenie było totalnie bezproblemowe :)



Drugi dzień, już dużo mniej słoneczny niż pierwszy, wykorzystaliśmy na zobaczenie Wodospadu Wilczki, mały objazd po Górach Złotych i w końcu odwiedzenie Kopalni Złota w Złotym Stoku. Oczywiście największym powodzeniem u Starszej Córki cieszyła się akcja poszukiwania złota w kopalni. Po pierwszych niepowodzeniach w końcu odnalazła się całkiem spora porcja sztabek. Podziemny wodospad i kolejka też wywołały uśmiech na jej twarzy.


Natomiast u Młodszej Córki niepodzielnie największym powodzeniem cieszyły się.... paczka biszkoptów i spanko na świeżym powietrzu :))


Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał pobytu w takim terenie i nie pobiegał choć trochę. Trochę pod górkę, ponad kilometr z ujadającym lokalnym wilczurem u nogi, przez mglisty las, polanę, szlakiem i bez szlaku, tak na przełaj. Sama radość :))

Trzeci dzień przywitał nas lekkim deszczem ze śniegiem i temperaturą około 2 stopni :)) Taki to już chyba staropolski zwyczaj i tradycja, że w długi majowy weekend mamy małe wspominanie zimy :P Tak więc nie zastanawiając się długo, postanowiliśmy wykonać odwrót. I tak tu jeszcze wrócimy, bo jest gdzie chodzić i co oglądać.



A tak w ogóle rozpoczęliśmy to, co planowaliśmy już dawno, czyli zdobywanie Korony Gór Polskich - najwyższych szczytów poszczególnych pasm górskich w Polsce. Szybko pewnie nie pójdzie, ale pierwszy szczyt, Szczeliniec Wielki już zdobyty. Starsza Córka pomimo braku odpowiedniego wieku do oficjalnego "zaliczenia", też ma w kolekcji pierwszą pieczątkę :)

I na koniec kilka rad i słów o odwiedzanych miejscach:
SPANIE
Zdecydowanie polecamy Wam Ośrodek Wypoczynkowy "Pod Dębem", położony w pięknym miejscu nieopodal Bystrzycy Kłodzkiej. Czysto, komfortowo, śniadanka pyszne i nie do przejedzenia, plac zabaw oraz codzienny uśmiech Właścicielki. Idealne miejsce dla rodzinki z dziećmi  i super miejsce wypadowe przy odwiedzaniu Kotliny Kłodzkiej!

SZCZELINIEC WIELKI
Fajna góra na wycieczkę z super formami skalnymi, labiryntami, widokami i schroniskiem na szczycie. Odpowiadając pewnej spotkanej Pani na dole "Wózkiem Pani tam zdecydowanie nie wjedzie" Z dziećmi "niechodzącymi" tylko w nosidełkach. Trochę schodów do zaliczenia, ale opłaca się iść. Nie polecamy wybierania się tu w długie weekendy (jak to mówimy - ruch tu jak na Marszałkowskiej w porannym szczycie).

KOPALNIA ZŁOTA W ZŁOTYM STOKU
Super atrakcja z kilkoma sztolniami, szukaniem złota, podziemnym wodospadem, przejazdem kolejką i podziemnym spływem łódką. Najlepsze miejsce dla ciut starszych dzieci.

środa, 30 kwietnia 2014

Wspinamy się na szlak !!!

Wreszcie!! Jeszcze kilka godzin i długi weekend. Jeszcze kilka godzin i wreszcie ruszamy na szlak!! 

Oczywiście jak to często bywa, niby wszystko zaplanowane, a i tak bieganina (nie mylić z dużo przyjemniejszym bieganiem), telefony, sprawy które nagle wypadły... Wszystko na ostatnią chwilę. Ale przynajmniej człowiek wie, że wyjeżdża, że żyje.

Piszę "wreszcie ruszamy...", bo jak już może czytaliście na naszym blogu, zawsze coś się przez ostatni miesiąc nie składało. Jak nie choróbska to pogoda... Tym razem żadna aura nam nie straszna. Jest plan na słońce, zdecydowanie naziemny, górski, jak i na ewentualny deszcz (z naciskiem na ewentualny), typowo podziemny. Kilka zdjęć i jakiś wpis (tu i na FB) macie jak w banku.

Tak a propos wyjazdu, Córka Starsza postanowiła się pochwalić jeszcze dziś w przedszkolu, gdzie to się wybiera. Na nazwach "Bystrzyca Kłodzka" czy "Kotlina Kłodzka" łamała sobie język podczas prób przed wejściem do przedszkola, więc stanęło, że jedziemy w Sudety :))
 
A to wspinanie się na szlak w wykonaniu naszej Starszej Córki :)))


sobota, 26 kwietnia 2014

Deja vu

Deja vu??
I to takie podwójne. Jedno związane z kolejnym weekendem... mocno deszczowym. Co oznacza, że nasze typowo górskie plany musimy znów odłożyć. Miejmy nadzieje, że nie na długo, bo długi, majowy weekend już tuż, tuż!!!:) A w myślach mamy też już zlot "górskich Rodzinek" na Turbaczu pod koniec maja.
A drugie deja vu?? Pierwsze kroczki, które mamy jeszcze w pamięci naszej Starszej Córki, stały się udziałem również Młodszej Córki:)

Aktualnie już zupełnie bez pomocy rączek Mamy:))

sobota, 19 kwietnia 2014

Dodatek świąteczny

Tak to już chyba jest, że gdy przychodzą długie weekendy i różnego rodzaju Święta, to nagle pojawia się u dzieci, zupełnie niespodziewanie, jakaś choroba, temperatura, ból nie do wytrzymania, coś na co nie wiemy za bardzo jak zareagować?? No taki dodatek Świąteczny. Czekać chyba nierozsądnie, więc co robisz?? Szukasz świątecznego dyżuru lekarza, oczywiście pediatry, w naszym przypadku pediatry, który na dodatek przydałoby się żeby był laryngologiem... I muszę Wam powiedzieć, że znalezienie kogoś takiego w Krakowie wcale nie jest proste. Jak już znajdujemy pediatrę, to radzi nam jednak znaleźć laryngologa. Choć nawet druczku skierowania nie ma..., a jak już coś wypisuje to okazuje się później, że bez pieczątki... Rozwiązaniem staje się tylko SOR. Na koniec oczywiście okazuje się, że w zasadzie nic takiego się nie dzieje... ale i tak zamiast sprzątać, piec, iść "święcić koszyczki", pół dnia spędzamy na jeżdżeniu, chodzeniu, czekaniu i badaniu... Jednym słowem uroki posiadania dzieci w kraju, w którym służba zdrowia funkcjonuje na nieco innych zasadach niż by sobie człowiek wyobrażał. Choć dziś, jestem zaskoczony, poszło całkiem sprawnie.

Na święcenie ledwo zdążyliśmy. Pierwsze w życiu Młodszej Córki:))

Wesołego Alleluja!!!!!


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Co było w przedszkolu ??

"CO BYŁO W PRZEDSZKOLU" ?? albo "JAK BYŁO W PRZEDSZKOLU" ?? Pewnie każde z Was, które ma swoją pociechę w wieku przedszkolnym, zadawało jej niejednokrotnie takie pytanie. Na przykładzie naszej Starszej Córki (jest w początkowym wieku przedszkolnym) muszę stwierdzić, że pytanie takie w ogóle mija się z celem. Przykłady odpowiedzi z ostatniego czasu:
- "OK",
- "Fajnie".

I trochę bardziej rozbudowane:
- "Nie fajnie, jutro nie chcę iść",
- "Weronika mnie popchnęła" (choć wynika z tego, że jest interakcja; społecznie dziecko się rozwija... tylko czy w dobrym kierunku),
- "Dostałam naklejkę, na angielskim" (choć i tu pojawia się element pobytu w przedszkolu....  stały, cotygodniowy).

Jest też oczywiście najczęstszy kompletny brak odpowiedzi.

A ostatnio:
"Bawiłam się z Dominiką... aaaa nie było Dominiki. Zapomniałam. Bawiłam się z Weroniką.... aaaaa nie było Weroniki. Zapomniałam. Bawiłam się z Wojtkiem.... aaa nie było Wojtka...." Po chwili: "Byliśmy na placu zabaw" Trochę zniechęceni pytamy jednak: "I co tam robiłaś?" Odpowiedź: "Byłam na huśtawce... aaaa zapomniałam, tam nie ma huśtawki..."
Taka to rozmowa. I dowiedz się tu człowieku co Twoje dziecko robi przez pół dnia w przedszkolu, przez 5 dni w tygodniu... jednym słowem przez sporą część swojego aktualnego życia...

Choć jak tak człowiek przemyśli tak porządnie, to przykład odpowiedzi na to pytanie idzie jakby "od góry".
Pytanie: "Jak tam w pracy??"
Możliwe odpowiedzi: "Dzień jak co dzień" albo "Ciężko" albo "Nawet nie pytaj"...


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Coś na dobry początek tygodnia:))

Weekend znów z planem zastępczym. Warunki pogodowo-zdrowotne nie sprzyjały, więc skończyło się weekendem na działce. I narzekać wcale nie można. Sezon grillowy rozpoczęty:)) Amatorka kiełbaski z grilla lub ogniska czyli Starsza Córka, była chyba w niebie!!


A teraz, jak w temacie - coś żeby na początek tygodnia choć trochę się uśmiechnąć.
Sytuacja następująca:
Odbieram Straszą Córkę z przedszkola. Najpierw małe niezadowolenie. "Ja chciałam żeby Mama po mnie przyszła". Zresztą jak przyjdzie Mama, to miała być Babcia. Jak Babcia się pojawi to lepiej żeby była Ciocia. Czekam w każdym razie, aż wróci Jej z powrotem, że to Tata ma przyjść... kiedyś:))) 
Ale nie to najważniejsze. 
Wychodzimy już z przedszkola. Jednocześnie wchodzi jakaś Mamusia. Całkiem młoda dziewczyna. Dobre wychowanie (trzeba Córkom coś tam przekazać :P) - przytrzymuję drzwi i już mam powiedzieć "dzień dobry" i "proszę" ale Starsza Córka mnie wyprzedza. "PROSZĘ PANIUSIU"... pełen uśmiech, rączka wyciągnięta, puszczająca Panią, a ja w szoku. Śmiać się, czy na miejscu spalić się ze wstydu. Wybieram rozwiązanie pośrednie - małe napomnienie Córki, jak się powinno mówić i lekki, przepraszający uśmiech do Pani. Za rogiem przedszkola wybuch śmiechu:)) 

piątek, 4 kwietnia 2014

Jak rozpoczęliśmy sezon

W ramach oczekiwania na jakąś weekendową wyprawę, kilka zdjęć z naszego pierwszego wypadu w tym roku.

Pierwsze kroki postawiliśmy w Dolinie Będkowskiej. Próba nosidełka dla Młodszej Córki, pytania Starszej Córki, kiedy ona będzie mogła wsiąść, pierwsze kroki Młodszej Córki w terenie (oczywiście przy wydatnej pomocy Mamy), wyszukiwanie wszelkich patyczków i ich wrzucanie do potoku oraz oczywiście szukanie pierwszych oznak wiosny. Las, źródełka, skałki na które można się powspinać... jednym słowem raj dla dzieciaków, a i śliczne krajobrazy dla trochę starszych.

Dolinę Będkowską polecamy wszystkim na fajny weekendowy spacer. Duża część doliny (południowa część) to niestety droga asfaltowa. Ale to w sam raz na spacer po deszczowych dniach (nie będzie błota) lub z wózkiem.To też fajne miejsce na krótką wycieczkę biegową.





poniedziałek, 31 marca 2014

Planowanie...

Plan był całkiem fajny. Powiedziałbym nawet, że jak na początek sezonu wędrówkowego troszkę ambitny. Ba, były nawet dwa plany, bo czemu nie, przecież wtedy któryś na pewno wypali. Pierwsza trasa to powłóczenie nóżkami na Stare Wierchy w Gorcach, drugi Krowiarki - Markowe Szczawiny, czyli takie małe wybadanie Babiej Góry od dołu:)) 
I co?? I NIC.
Na początku rozłożyła się Starsza Córka, a gdy wydawało się, że przezwycięży choróbsko i że już można pakować plecaki, padła Młodsza Córka. Padła najpierw pod naporem kataru, potem kaszlu, a na końcu przybiło ją parę grubych kreseczek powyżej 38 stopni. Ciężka sprawa. Tak czy owak plecaki nie wystawiły nosa z szafy, a wszystkie plany wzięły w łeb. Tak to już jest z dwójką małych dzieciaków, mieszkających w zadymionym i zasmogowanym Krakowie.
I co było robić. Trzeba było znów planować.
A że podział został ustalony odgórnie (niektórzy nie dorobili się prawa jazdy:P) czyli Mama z chorą w domu, Tata ze zdrową na słonko, plan był prosty - jedziemy oglądać samoloty (oczywiście to Starsza Córka tego najbardziej chciała... nie Tata...).
I pojechaliśmy. Trzy przeloty tuż nad głowami, wspięcie się na słupek (żeby lepiej widzieć samoloty... lecące 40 metrów nad głową...), jedno zatkanie uszu i chęć zrobienia sobie zdjęcia z samolotem. "Tato zrobimy zdjęcie jak on będzie nad nami i się tam zatrzyma na chwileczkę". Oczywiście z pokazaniem dokładnie palcem gdzie się ma nad nami zatrzymać. O dziwo, zdjęcie jest, samolot zatrzymany...


Na koniec jeszcze trzeba było wybiegać się w lesie, nazbierać kwiatków dla Mamy i kupić soczek (prośba oczywiście wypowiedziana w środku lasu). 
Właśnie w ten sposób z wielkiego planowania wyszło połowiczne, małe, skromne, spontaniczne planowanie. Z dzieciakami tak to już jest!! Trzymajcie kciuki, żeby wszyscy wyzdrowieli na następny weekend. Ma być słonecznie i cieplutko:))) My już planujemy...